Tyle dziwnych sytuacji ostatnio nam się zdarzyło odnośnie kupowania, zwracania i znajdowania różnych rzeczy…
Kilka dni temu opisywałam przypadek z upuszczoną i rozbitą butelką whiskey i niebywałym rozwiązaniem sprawy przez Panią sprzedawczynię.
Ok 2 tygodnie temu zwracaliśmy materac do IKEI, na którym tymczasowo spaliśmy i który wymieniliśmy na nowy, sprężynowy. Jednak materac z pianki tzw „memory foam” okazał się dla nas zbyt „memory” i za bardzo wsysał nas w swoje struktury :)) Zawinęliśmy go w rulon, owinęliśmy sznurkiem, zawieźliśmy z paragonem do IKEI, gdzie Pani nawet nie oglądając go specjalnie przyjęła zwrot i dała nam równowartość na karcie do wydania. Juhu!
Wraz z materacem na paragonie widniały szczebelki, które również nie były nam już potrzebne, ale ponieważ zapomniałam je wziąć ze sobą to ostatnio ponownie czekała nas wycieczka do IKEI. Ale oczywiście co? Paragon wyrzuciłam zaraz po tym jak przyjęty został materac :D Czyli pozostało mi liczyć na to, że albo mają rejestr gdzieś w systemie i uda się odkopać dowód zakupu, albo, że cudem przyjmą bez paragonu ale to przecież niemożliwe, albo, że po prostu w ostateczności oddam te szczebelki bez zwrotu pieniędzy. Ku mojemu zdziwieniu Pani ze spokojem przyjęła produkt :) Jedynym warunkiem było nabicie dodatkowego kredytu na karcie IKEI zamiast żywej gotówki. No bomba!
Kolejna ciekawa historia wynikła w związku z zakupem stroju kąpielowego w Victoria’s Secret. Czekałam z jego zakupem do wylotu do USA by zorientować się w wyprzedażowej ofercie tej przeuroczej marki, ale w stacjonarnych sklepach nie było właściwie już żadnego wyboru. Postanowiłam zamówić przez internet. Zamówiłam, czekałam z ciekawością, w końcu mija 10 dni, stroju nie ma. Sprawdzam status dostawy, a tam notatka, że przesyłkę doręczono. Hmmmm??!! Na pewno nie do mnie!
Dzwonię, okazuje się, że był błąd w adresie, choć to dziwne, bo na pewno wpisałam poprawny. Ok, dostarczono pod zły adres 4 dni temu, czyli ktoś dostał fajny prezent. Po chwili zaproponowano mi, że zostanie wysłana kolejna paczka do mnie z przyspieczoną, 3-dniową realizacją. Nieźle!:) Czyli nie ma zabawy w kontaktowanie się z niewłaściwym właścicielem i proszeniem o odesłanie. 3 dni robocze, ok, nie spieszy mi się jakoś zbytnio, w końcu mamy październik.
Ale, ku mojemu zdziwieniu, strój przychodzi do mnie zaraz na drugi dzień?! Ok, jest zapakowany dosyć roboczo, chyba jednak ktoś mi odesłał…? Postanowiłam kilka dni poczekać i… jest! Oto dzisiaj przyszedł kolejny komplet, z nowego zamówienia, czyli mam dwa :) Grzecznie napisałam do Victoria’s Secret o tej sytuacji i poczekam co mi odpowiedzą. Na taki bonus jak polecenie zachowania sobie obu kompletów nie liczę, choć kto wie, jesteśmy w Hameryce…
No i najlepsze.
Wczoraj wybraliśmy się rodzinnie do Half Moon Bay – przepięknej miejscowości położonej nad brzegiem oceanu, by pospacerować na Lemos Farm, gdzie z okazji nadchodzącego Halloween zorganizowano dyniowe atrakcje dla rodziny i dzieci (super sprawa dla 4-letniej Victorii, siostrzenicy Kuby). Wychodząc z farmy zastanawialiśmy się, gdzie wybrać się na lunch. Wszystkie telefony poszły w ruch choć bezskutecznie, bo internetu brak. Postanowiliśmy pojechać do nas i zamówić pizzę po czym wsiedliśmy do aut.
W drodze orientuję się, że nie mogę znaleźć telefonu. To jakby nic nowego, ale tym razem oprócz nikłej szansy, że wpadł pod siedzenie właściwie nie było innej opcji, niż to, że go zgubiłam zanim wsiadłam do samochodu. O shit! Dotychczas często znajdowałam go gdzieś w ostatniej chwili ale znajdowałam, a tym razem naprawdę zgubiłam telefon?
– Nawet jeśli gdzieś wypadł, to znaaajdzie się – pocieszał Kuba wierząc w przekonanie o jego bezużyteczności w rękach „niewłaściciela” oraz poniekąd uczciwość Amerykanów w takich kwestiach.
Po powrocie do domu (ok 40 min drogi) i włączeniu aplikacji „Find My iPhone” (poprzez stronę http://www.icloud.com) okazało się, że najpierw był poza zasięgiem – co by zgadzało się z ostatnią lokalizacją – a po ok. godzinie radośnie zgłosił obecność w kompletnie innym miejscu, niż byliśmy my. Czyli ktoś go wziął na wycieczkę. Na szczęście do tej pory musiała zadziałać blokada klawiatury, a aplikacja Find My iPhone pozwoliła na wysłanie komunikatu do aparatu, że jest zgubiony z podaniem numeru telefonu, na który można zadzwonić. Z tym, że jakoś nikt się nie pokusił o ten heroiczny czyn, a odzywała się już jedynie poczta głosowa. Super. Poszedł na części. Zgłosiłam na tamtejszą policję, ale ta może pomóc tylko w wypadku, gdy albo podam im aktualną lokalizację telefonu albo gdy ktoś go po prostu uczciwie odniesie. Tylko, że jakie uczciwie, skoro dobrze widoczny był numer tel, na który może zadzwonić i jakoś nikt nic z tym nie robi?? Odtworzył się również dźwiękowy alarm oraz telefon zmienił lokalizację więc wniosek jest chyba jeden :-/
Pozostało mi pogodzić się z myślą utraty. Minęła reszta dnia, noc, kilka snów, w których udaje mi się zlokalizować telefon, zaczyna się poniedziałek. 7:00 rano. Chyba wypada zablokować kartę SIM, trzeba było to zresztą zrobić wcześniej. Biorę się za telefon Kuby, wystukuję numer dostawcy, gdy w ręku dzwoni mi nieznany numer z Oakland.
– Czy przypadkiem nie zgubiłaś telefonu? – pyta radośnie miły damski głos
– Taaaak, znalazłaś go???!! – odpowiadam z lekkim niepokojem i ekscytacją
– O tak, leżał w polu – słyszę po drugiej stronie słuchawki wraz z wyraźnym śmiechem wskazującym na niedowierzanie tej sytuacji.
Do końca nie wiem, co się działo w międzyczasie. Pani wydawała się sama mocno zaskoczona, nie kojarzyła Farmy ani miejsca, w którym byłam ostatnio w towarzystwie iPhone’a, więc chyba musiała być kolejną osobą, której wpadł w ręce. Nie czekając długo na wyjaśnienia i opowieści umówiłam się na odbiór w Hotelu, w którym przebywała – pozostawiła go w lobby. Zastanawiał mnie dalej fakt, że nikt nie zadzwonił wczoraj? Czy go dopiero znalazła? Nie dowiedziałam się, nie do końca zrozumiałam przez telefon. A najlepszy jest finał – telefon odebrałam bez dodatkowej, starej, ubrudzonej i lekko zużytej gumowej fioletowej obudowy :O
Odebrać zgubiony iPhone po jednym dniu, cały i zdrowy, ale bez kiczowatej obudowy??? Inaczej – pozbyć się telefonu, ale ukraść kawałek zużytej gumy?? :) To się nazywa HIT. Tak więc dziękuję za telefon! :) A warty parę złotych gumowy ochraniacz niech komuś służy…
Zostaw odpowiedź