Mieszkając w Dolnie Krzemowej naprawdę nie brakuje opcji na krótkie, weekendowe wypady w niesamowite miejsca, w tym na przykład do Yosemite! Ten park to kopalnia zapierających dech widoków i szlaków. Najbardziej słynie z dwóch charakterystycznych skał – Half Dome i El Capitan. Ta druga, jak i samo Yosemite, funkcjonowały jako symbol ostatnich systemów operacyjnych Mac OSX. Najnowszy system Sierra znów nawiązuje do tego rejonu – gór Sierra Nevada. Ewidentnie marketingowcy Apple jak i pewnie sam Tim Cook są fanami tego miejsca. Nic dziwnego, my też!
Zobacz też: Yosemite – Dolina Śmierci – Zion – Bryce Canyon – Lake Mead – Galeria Zdjęć!
Wciąż marzy nam się ok 7-dniowy pobyt w Yosemite, kiedy to moglibyśmy zwiedzić i schodzić park wzdłuż i wszerz. Jednak nawet i podczas 2 dniowego pobytu, czy też jedynie podczas przejazdu przez Yosemite, można przeżyć niezapomniane chwile. Park odwiedzaliśmy wiele razy, przewijał się wielokrotnie w postach na blogu. Tym razem głównym obiektem naszego wyjazdu był Glacier Point nocą po to, by podziwiać gwiazdy z pięknego, klimatycznego miejsca (ja) oraz zrobić rewelacyjne time lapsy gwiazd (Kuba).
Misja wykonana, efekty znajdziecie na końcu posta!
Wyjechaliśmy w sobotę rano. Wybierając się do Yosemite trzeba pamiętać o tym, że już u podnóży gór tj. przed Groveland zniknie zasięg sieci komórkowej. Zasięgu nie ma w całym parku, więc warto dokładnie zaplanować sobie podróż i noclegi przed wyjazdem.
Wjeżdżając do parku od strony Groveland koniecznie zatrzymajcie się w Priest Station Cafe – restauracji na skrzyżowaniu Old Priest Grade i drogi nr 120. Cudowne widoki, smaczna kawa i dobrze wyglądające jedzenie. My stanęliśmy tylko na deser, ale wokół nas krążyły bardzo apetyczne, wielkie porcje burgerów i kanapek.
Jeśli nie chcecie rozbijać banku na noclegach w samym Yosemite, można rozważyć nocowanie w Groveland. Za 2-pokojową kabinę w Groveland Motel zapłaciliśmy $150. Było w miarę czysto, choć w nocy dość chłodno. Nie serwowano mydła, za to ręczników było jak dla armii, o czym zorientowaliśmy się o 2 w nocy po powrocie z polowań na gwiazdy. Pierwszy raz w życiu pasta do zębów okazała się mieć tyle zastosowań.
Park można też podziwiać przejazdem drogą 120 (co nam się często zdarza jadąc do Doliny Śmierci), lecz jeśli tylko czas na to pozwala, koniecznie trzeba zjechać na sam dół do podnóży skał, tj. do Yosemite Valley. Prowadzi tam jednokierunkowa pęta, która w teorii ma dwa pasy, choć dla samochodów osobowych dozwolony jest tylko jeden pas. To niestety powoduje spore korki i nie inaczej było tym razem. Po przyjeździe do doliny szukajcie parkingu w okolicy Half Dome Village lub Yosemite Village. Stamtąd jest oczywiście cała masa szlaków, a i bez specjalnego przemieszczania się jest co podziwiać. Nastawcie się na bliskie spotkania z sarnami i jeleniami, gdyż są niesamowicie oswojone i wcinają trawę na wyciągnięcie ręki. Dodatkowe atrakcje zapewnić mogą – jak się okazuje – modliszki. Jedna z nich upodobała sobie Kuby plecak i sprzęt i z gracją pozowała do selfie. Ubaw był z owada! Rekreacyjnie można też spacerować wzdłuż rzeki. Widoki murowane.
Jak zgłodniejecie, koniecznie zajrzyjcie do pizzerii w Half Dome Village. Jest chrupiąca, nietłusta, i jakże smaczna szczególnie po wyczerpujących spacerach i podróży!
Po wieczorze spędzonym w dolinie przyszedł czas na udanie się na samą górę jednej ze skał – Glacier Point. Gdyby nie korki i nieplanowane zboczenie z trasy, pewnie dotarlibyśmy tam jeszcze przed zachodem. Po drodze znajduje się punkt widokowy o nazwie Tunnel View, na którym warto zrobić sobie przystanek! My stanęliśmy na chwilę w miejscu, gdzie był idealny widok na księżyc i pomarańczowe kolory zachodzącego słońca. Zdjęcie to na pewno wkrótce wyląduje na ścianie.
Glacier point podziwialiśmy już jedynie pod osłoną nocy. Kuba rozstawił się ze sprzętem, a ja z kocem i poduszkami. Świadomi wielkiej przepaści tuż za barierkami, zachwycaliśmy się widokiem spadających gwiazd nad szczytem Half Dome. Coś niesamowitego!
Na drugi dzień śniadanie zjedliśmy w klimatycznym Iron Door Saloon – podobno najstarszym pubie w Californii, prowadzonym od 1852r. Klimat rzeczywiście jest tam szczególny. Uwielbiam takie oryginalne, westernowskie miejscówki! Śniadanie smaczne, choć bez przesady, ale warto odwiedzić dla samego miejsca.
Jeżeli wystarczy czasu, wyjeżdżając z parku polecamy zajrzeć do Moccasin Point Marina nad Don Pedro Reservoir. Jest to sztucznie stworzony rezerwat wody, w którym dopuszczalne są motorówki i kąpiele. Spędzaliśmy trochę czasu w tym miejscu odwiedzając okolice Sonory w 2013 r. To tam zacumowane są niebywałe pływające domki o kilku piętrach. Woda jest zazwyczaj całkiem ciepła, a ludzi niewiele. Choć tym razem, ponieważ to długi weekend w USA, nie udało nam się wynająć motorówki. Wrócimy tam w najbliższych tygodniach.
Zobacz też: Sonora – własny dziki zachód.
Dalej można zrobić sobie wycieczkę drogą Jacksonville Rd to miasteczka Jamestown, które również przewijało się już na blogu. Miasto jest zachowane w klimacie z przełomu lat 1900 i wygląda jak hollywoodzka scenografia. Kolejny świetny przystanek na kawę, lody, obiad, lub nocleg.
Ruszając z San Francisco lub z Doliny Krzemowej całą taką wycieczkę można spokojnie odbyć w weekend. A jeśli jest więcej czasu, to warto dołożyć do tego spacery i szlaki w Yosemite.