Chodziła mi po głowie od ok. miesiąca. A my kobiety tak chyba mamy, że jak wymyślimy sobie coś, to nie ma zmiłuj – musimy to mieć. Choćbyśmy tego nigdy wcześniej nie potrzebowały.
A dzisiaj była idealna okazja. Słoneczne San Francisco, ja sama w biurze, kilka godzin spędzone w pocie czoła i cóż – trzeba zrobić przerwę! Mąż zapowiedział, że czeka na mój znak gdy będę wracała do domu, żeby wstawić zapiekankę. To cudowne, jest taki kochany. Dziś zatem nie wydaję kasy na lunch na mieście. Jednak ok 3:00pm robię się trochę głodna – trzeba wyskoczyć i kupić jakiegoś batona. A jeśli batona… to… a! Zajrzę po drodze.
Skoro pracuję przy słynnym Union Square, w otoczeniu galerii handlowych i stylowych, markowych sklepów, muszą mieć gdzieś tutaj swój salon. Wpisuję w Google i – no przecież! Są trzy! Może i kręci się tutaj trochę dziwaków po chodnikach, ale co tam, jak chcę kupić szminkę, to jakoś tak nagle jakby rozmywali się po kątach.
I nawet nie zdenerwowałam się, że jechałam 40 min do biura, w którym dzisiaj nie spotkałam nikogo poza przypadkowymi pracownikami innych firm. Najważniejsze, że w wielkim stylu kupię matową różową szminkę MAC! W końcu pora do tego idealna, i to nie tylko ze względu na dłuższe dni i rosnące temperatury, ale ta bezlitosna zmiana kodu nadchodząca w przeciągu mniej niż 48h musi przynajmniej nadawać pewne przywileje!
Z trzech opcji dostępnych w pieszej odległości wybrałam tą przy zawracającym tramwaju linowym, wokół którego codziennie stoi ok setka turystów czekając na swoją przygodę na miarę San Francisco. Decyzja była prosta. Z dostępnych matowych szminek wybrałam ciepły róż, którego tester sprzedawca najpierw starannie przetarł dezynfekującą ściereczką, potem za pomocą pędzelka pomalował mi usta, a na koniec użył konturówki tego samego koloru. Konturówki! Ostatnio używałam tego wynalazku jako dziecko bawiąc się kosmetykami mamy. Dziś zbliżam się do 30tki i jakimś trafem w torebce ląduje moja pierwsza w życiu konturówka do ust. Wraz ze szminką, oczywiście.
Właściwie to ok, jakoś tą 30tkę trzeba „zaświętować”, choć przywiązana jeste… yyy byłam… do tej dwójki z przodu. Nie myślałam, że to tak szybko się zmieni. Na szczęście urodziny mam w Prima Aprilis i w końcu, gdy nigdy nie umiałam tej okazji dobrze wykorzystać, od teraz mam powód! – Ile masz lat? – Dwadzieścia cztery! ha ha.
ps. Batona zamieniłam na kawałek ciasta. Myślę, że każdy zrobiłby to samo :)
Oj, jakie kurde straszne! No żal mi Was łaski baaaaardzo;) zmiana kodu- tez cos! Phi! Mnie bliżej do zmiany kodu z 4 na przedzie, to dopiero musi być trauma, co? Spowolniony metabolizm, zmarszczki mimiczne przestają być mimiczne, stoisz tuż, tuż przed kryzysem wieku średniego męża i jak wraca z pracy patrzysz tylko, czy samochód nie zmienił sie w czerwone cabrio, etc. Etc. Korzystajcie dziewczyny z życia, nie zawracajcie sobie głowy pierdolami i jak planujecie macierzyństwo, to ńie odkładające tego. W wieku .. Hm… Późniejszym użeranie sie z trzylatkiem nie jest łatwe, czuje sie już co ńieco w kręgosłupie a i cierpliwość nie taka;) Sylwia, przed Tobą najfajniejszy czas, lada chwila i będziesz miała ugruntowana pozycje zawodowa, życie przyjemnie ułożone i ciekawe- super! Ja życzę Ci zdrowia i wytrwałości w dążeniu do Waszych wspólnych celów! Reszta przyjdzie sama:) pozdrawiam wszystkie małolaty!
Ja jeszcze przed 30tką, ale tuż tuż… Wszystkiego co najlepsze Sylwia! I wrzuć jaką fotę z nową szminką od MAC’a, bo to chyba nie ta co na pierwszym zdjęciu? Bynajmniej inaczej wygląda niż ta na ostatnim ;) Pozdrawiam, Agata
Dzięki! Dodałam właśnie na końcu fotkę z instagrama. To ta sama szminka, wiem, że wygląda inaczej na ustach – zależnie od światła wpada w róż albo w czerwień. Nr A64 :)
Szminka piekna <3
Kochana, podobno życie zaczyna się po 30 :) tak sobie tłumaczę… ;) mnie to czeka za niecałe 2 lata, ale przyznam szczerze , że stresuje mnie ta zmiana kodu, bo moje myślenie kręci się wokół tego co stracę, a nie co zyskam; żal mi 2 z przodu i młodych lat, bo niby 3 z przodu to taka poważna sprawa… oj tam, nic nie poradzimy, a skoro najlepsze rzeczy dopiero przed nami- to ja już powoli będę zacierać ręce :))
Pozdrawiam z zimnej Polandii :))