Ciąg dalszy czerwono-pomarańczowej relacji…
Zaraz po pobycie nad Horseshoe Bend ruszyliśmy w stronę Kanionu Antylopy.
Po drodze otaczała nas pustka z górami skalnymi na horyzoncie, a wśrod nich pojawił się niezbyt radosny dla panującego krajobrazu akcent cywilizacji.
Panowie zaraz wskoczyli w trawy, by uwieczniać widoki w time-lapsach.
Po przyjeździe w okolice parku mieliśmy do wyboru odwiedzenie Wyższego lub Niższego Kanionu. Podobno Wyższy jest bardziej oblegany przez turystów i łatwiejszy, bo wchodzi się równo, z poziomu ziemi (zastanawiało mnie – kanion z poziomu ziemi?), a Niższy jest luźniejszy i schodzi się w dół. Wybraliśmy Wyższy, bo właśnie tam najpierw trafiliśmy, a poza tym w styczniu nie było żadnego tłumu. Jedynie cena nas lekko zaskoczyła, bo generalnie w USA wejściówki do parków kosztują od $10 do $25 za pojazd, ew. $7-15 za osobę i często są ważne kilka dni, np. tydzień. A za godzinną podróż wewnątrz Kanionu Antylopy płaci się $25-$45 zależnie od pory dnia. Ok południa jest najdrożej, gdyż właśnie wtedy słońce jest najwyżej i najdłużej oświetla wnętrze kanionu. Tak więc w przypadku wycieczki rodzinnej suma robi się całkiem spora.
Kanion Antylopy znajduje się na terenie rezerwatu plemienia Navajo [czyt. Nawaho] w Arizonie. Powstawał przez miliony lat wskutek wymywania piaskowca przez powodzie, które nadal tam występują i rzeźbią przepiękne kształty w ścianach kanionu. Fakt zarządzania terenem przez Navajo Nation wyraźnie odznacza się w organizacji przyjmowania turystów. Zamiast nowoczesnych budek, strażników, sklepików, toalet itd spotykamy wielki parking i kawałek namiotu przypominającego stoisko z warzywami z polskiego ryneczku. Przyjmowana jest tylko gotówka :) Miła zziębnięta Pani informuje co, jak i za ile i wydaje ulotki z informacjami. Zziębnięta, bo w przeciwieństwie do piekielnych temperatur, jakie panują w tym miejscu latem, zimą jest zwyczajnie mroźno. Może w słońcu nie daje się tego tak odczuć, ale przy dłuższym przebywaniu na powietrzu przymarzały mi ręce.
Tak więc do Kanionu Antylopy można dostać się tylko poprzez grupowe (ok 10-osobowe) wycieczki z przewodnikiem. Latem oczywiście grupy się nieco łączą i mieszają, bo jest ich kilka na raz o każdej godzinie. Tak więc równo o 13:00 wsiedliśmy na tył Chevroleta z napędem na 4 koła i ruszyliśmy w ok 10-minutowy przejazd piaskową drogą pod samo wejście kanionu.
Widziałam wcześniej zdjęcia z wnętrza kanionu, ale nie dokońca umiałam sobie wyobrazić, jak to ogółem może wyglądać. No więc jest to wąziutki kanion, można powiedzieć, że kreska w ziemi. Możliwy jest podjazd i wejścia z obu stron u jego podnóża, stąd mowa płaskim wejściu do kanionu.
Po lewej – wejście, po prawej – fragment wnętrza ;)
Całość w środku wyglądała bardzo niebywale. Co prawda zimą brakuje najważniejszego elementu tej wycieczki – wpadających promieni słońca. Kanion jest tak wąski, że słońce nawet latem wpada tylko na kilka minut w określone szczeliny. Zimą można jedynie cieszyć się ogólnym oświetleniem niektórych miejsc, a i niestety wiele zakamarków pozostaje wciąż w dużym zaciemnieniu. Przez to ciężko było zrobić takie zdjęcia, które rzeczywiście oddadzą ten klimat, strukturę i kolorystykę! Zdjęć zrobiliśmy nieskończenie wiele, ale tylko część z nich nadaje się do zachowania i publikacji. Tak więc z ogromną przyjemnością dzielimy się nimi tutaj, a od razu mamy mocne postanowienie wyjazdu do Kanionu Antylopy jeszcze raz na wiosnę, gdy będzie jasno i ciepło. A tymczasem, zapnijcie pasy!
Przypominam skrót video z całego wyjazdu, w ktorym od ok 1:35min zaczyna się fragment z przybycia do Kanionu Antylopy. Z pewnością tam jeszcze wrócimy!
Zostaw odpowiedź