Jak już wspominałam, typowe prywatne (i bezpłatne!) przelewy internetowe w Ameryce nie istnieją, więc za wynajem mieszkania płaci się najczęściej czekiem. Dopiero przy przeprowadzce do nowego domu zrozumiałam, dlaczego niektóre osiedla mieszkaniowe reklamują już na wstępie, że mają super nowoczesne systemy płatności przez internet! Rzeczywiście przez taki system robiliśmy opłaty w poprzednim mieszkaniu, ale gdy zamieszkaliśmy w prywatnym domu, to właściciel już na samym początku chłodno poinformował, że za czynsz możemy płacić do 3-go każdego miesiąca czekiem albo gotówką do jego drzwi.
Za pierwszy miesiąc poszło w miarę gładko, wtedy właśnie pisałam o tym jak łatwo jest wysyłać listy spod domu. Gdy mijał drugi miesiąc (koniec maja), to trochę się zagapilśmy.. 1 czerwca był w niedzielę, a 2 czerwca w poniedziałek zorientowałam się tuż po wyjściu rano z domu, że nie nadaliśmy czeku. Ponieważ nie nosimy książeczek czekowych ze sobą, to kolejna najszybsza wysyłka czeku przypadała na wtorek rano. Tak więc zrobiliśmy (nie wspominając o tym, że trzeba mieć w zapasie znaczki!). Wysłaliśmy czek we wtorek 3 czerwca rano licząc na to, że dojdzie najpóźniej w środę rano i będzie nam to jednodniowe opóźnienie wybaczone.
W środę dostaję telefon od właścicielki i nagranie na skrzynkę głosową z pytaniem co się stało. I piszę o tym nawet nie po to, by pokazać, że już na drugi dzień spóźnienia ktoś domaga się płatności bo to może się zdarzyć wszędzie, ale najbardziej podoba nam się ton tej wiadomości, który jest esencją amerykańskiej kultury jeśli chodzi o zwracanie komuś uwagi za coś lub mówienie o niewygodnych sprawach. W Polsce leci się prosto z mostu, nikt nie bawi się w półsłówka, ew. zachowuje się neutralność – oczywiście mowa o obcych osobach. Tutaj trzeba zachować się strasznie delikatnie, na około, można zwrócić na coś uwagę ale z pocałowaniem w dupkę. Gdy zaczynałam odsłuchiwanie wiadomości byłam pewna, że zaraz będzie niemiło. Ależ skąd! Gdy po chwili oddzwoniłam by powiedzieć, że czek został wysłany 3-go rano i że przepraszam za to opóźnienie to usłyszałam, że przecież nic się nie stało i ona tylko martwiła się czy coś nie zaginęło na poczcie!
No, to więcej już jej nie będziemy tak stresować ;)
Nazwisko i numery telefonów są skrócone dla anonimowości.
Tłumaczenie:
Cześć Sylwia, mówi właścicielka mieszkania. Dzwonię tylko ponieważ wciąż nie dostaliśmy Waszego czeku. Dziś jest wtorek 4-ego, powinien dojść 1-ego, więc nie jestem pewna czy zgubił się na poczcie, czy coś innego się stało. Czy możesz proszę oddzwonić do mnie na komórkę lub na nasz numer stacjonarny? Ok, dzięki Sylwia, papa.
No, no, zgadza sie, jak uśmiechem sie domkogos na ulicy ( robię to jak widzę małe dzieci), to odzew jest słaby, pochodzi najcześciej od wyglądających na inteligentne i z fantazja młode kobiety;) 20 i 30 plus
No nie wiem co o tym myślec i czy można wysunąć ogólny wniosek. Chyba co do zasady Amerykanie są dla siebie milsi o czym już wiele razy wszyscy tu pisaliśmy, a wiec i miłej zwracają uwagę, ale tez wydaje sie ze i śmielej. U nas albo ktoś łypie złym okiem i wstydzi sie zwrócić uwagę, albo wszystko ma gdzieś, albo warczy. Ale i są polskie wyjątki. Znam takich kilka- to są ludzie ogólnie życzliwi i nie mający do nikogo nigdy pretensji bo coś nie wyszło, niezależni, szczęśliwi, odnoszący w swoich własnych oczach sukcesy- jednym słowem zadowoleni z życia. Ale to tylko takie moje spostrzeżenia, nie wiem co na to powiedziałby dr Freud;)
Oczywiście, że w Polsce bywają mili ludzie, nawet niektórzy być może tylko takich ludzi znają. Jednak gdy mowa o średniej, lub o zwykłych codziennych doświadczeniach z obcymi ludźmi, to wciąż nie ma porównania. To się czuje zaraz po wyjściu na ulicę. Cóż – tak było i chyba jeszcze długo będzie.
Sama nie wiem co o tym myśleć. Osobiście nie jestem fanką owijania w bawełnę i raczej wolę jak ludzie się do mnie zwracają wprost. Z drugiej strony , jeżeli można być uprzejmym tak po prostu, to jest to chyba naturalne, że się takim będzie? Myślę, że są sytuacje, w których Amerykanie raczej sobie nie słodzą. Czy nie? Mieszkacie tam, macie obserwować tamtejszych mieszkańców:) Kiedyś czytałam książkę, w której obcokrajowcy wypowiadali się o Polsce i pewien Amerykanin zwrócił uwagę na to, że Polacy są smutni, nie uśmiechają się do siebie, ale zauważył też, że jest tak wtedy kiedy Polacy są wśród obcych, a wśród swoich są do rany przyłóż. Może trochę nie na temat, ale tak mi się przypomniało. Wybaczcie, jeśli to głupoty. Mam jeszcze pytanie a propos Polaków w Stanach, Czy dużo ich tam spotykacie? Jacy są? Myślę, że będą to jakieś ogólne uwagi, bo przecież każdy jest inny, ale słyszałam, że największym wrogiem Polaka za granicą jest drugi Polak. Jakie są Wasze spostrzeżenia? Mam nadzieję, że ta „miejska legenda” nie jest prawdziwa :P
PS. Kiedyś już to pisałam, ale uwieeelbiam Waszego bloga!
Pozdrawiam :)
Są sytuacje, gdy Amerykanie sobie nie słodzą, są też tacy Amerykanie, którzy od razu są gburowaci. Jeszcze nie do końca wiem co o nich myśli cała reszta, ale z reguły wredni są tylko wtedy, gdy już naprawdę ktoś im zajdzie za skórę. Z tego co widzimy to łatwo popadają ze skrajności w skrajność. Długo są mili, nawet, gdy im coś się nie podoba, a potem nagle wybuchają nerwami. Ciekawy to lud.
Odnośnie Polaków, to mi się wydaje odwrotnie – są mili wobec obcokrajowców, za to niemili wśród swoich.
W Stanach spotykamy coraz więcej Polaków. Dolina Krzemowa jest trochę inna niż reszta Ameryki, i tutaj Polacy są naprawdę świetni. Bardzo pomocni, towarzyscy, otwarci. Napiszę o tym więcej wkrótce. Wiem, że w innych regionach bywa inaczej.
Dzięki ogromne za miłe słowa nt. bloga! :)