Wrociliśmy! Coż to był za wyjazd… Tak skondensowany, że mamy wrażenie, jakby nas z miesiąc nie było. O poszczególnych częściach wycieczki będę pisała w kolejnych postach, na dziejszy wpis szczególnie zasługuje nasz największy bohater – Phantom2, czyli dron oraz GoPro Hero.

To nowa zabawka, ale bardzo przydatna, wzięlismy ją ze sobą na wyjazd głównie ze względu na Las Vegas i nagrania panoramy miasta jak i panoramy targów CES. Oczywiście zabawy dronem trwały od pierwszego dnia wyjazdu, tj. już od Zion Park, potem przez kolejne kilka dni, aż w poniedziałek dojechaliśmy do Wielkiego Kanionu. Trzeba dodać, że za każdym razem gdy włączamy drona, natychmiast atrakcją wycieczki przestaje być miejsce, do którego przybyliśmy, tylko on sam :) Już ustaliliśmy, że powinniśmy stawiać kapelusz na ziemi i zbierać kasę za pokazy!

Blog o Ameryce i USA, Grand Canyon, pobyt w wielkim Kanionie, latanie dronem i GoPro, pobyt w Las Vegas

No więc nie inaczej było w Wielkim Kanionie. Prawdą jednak jest, że latanie dronem jest jakoby wciąż ryzykowne, bo w końcu to tylko zdalnie sterowany mały przedmiot, który zawsze może (choć przecież nie powinien!) przestać słuchać się kontrolera. Istnieje więc jakieś tam ryzyko, że poleci nie w tym kierunku co trzeba, że zahaczy o coś, że wiatr go zdmuchnie, że – nie do pomyślenia – spadnie! Co prawda ma taką funkcję, że jak straci zasięg, to powinien wrócić do miejsca startu. Ale przecież to wszystko nie zdarzy się nam:)

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

No więc jak wielki jest Wielki Kanion nikomu nie trzeba mówić. Latanie nad nim to rzeczywiście dreszcz emocji, ale chęć posiadania tego jedynego, niepowtarzalnego, najlepszego materiału nagranego z góry jest ogromnie kusząca. No więc wystartował. Raz, potem drugi. Wymyśliliśmy sobie takie ujęcie, że będziemy stali na brzegu skały, a GoPro z Phantomem po spuszczeniu do dołu powoli wzniesie się pionowo do góry i w którymś momencie zacznie nas łapać w kadrze. To samo nagraliśmy dzień wcześniej na Horshoe Bend.

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Widzicie go na poniższych dwóch zdjęciach?

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Tak więc Jesse pokierował drona w dół, my staliśmy gotowi, i kiedy miał wracać do góry… nagle przestał reagować i schodził stale w dół! Jesse spanikował, stery przejął Kuba, ale po chwili zwykle donośny głos śmigieł totalnie ucichł…

Straciliśmy go? Nie do wiary! Oczywiście cała widownia zaraz zaczęła zadawać pytania o to, co się stało, a my nie mieliśmy żadnych odpowiedzi. Próżno było patrzeć w dół przez barierki, bo jedyne, co było widać, to wielka przestrzeń i krzaki gdzieś daleko w dole. Nasza skała była wysunięta w przód, więc pod nami również mogło zadziać się wszystko…

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Co by się nie stało, ta cisza była przeszywająca. Kuba wyłączył kontroler, ale dron nie wrócił. Wydawało się to trochę nieprawdopodobne by zgubić drona w Wielkim Kanionie. Ciężko o „lepsze” miejsce na ziemi! Dosyć szybko jednak docierało do nas, że przepadł na dobre.

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Wielki Kanion to nie prostopadła przepaść tak jak np. Horseshoe Bend, tylko mnóstwo skosów, dróżek, spadów i w końcu drzew i krzaków. Mieliśmy cień nadziei, że zatrzymał się gdzieś blisko przy naszej skale i nie potłukł za mocno. Spróbowaliśmy dostrzec go z innego puntku przez nasze obiektywy, ale nic z tego. Jedyne, co znaleźliśmy, to pumy i rodzinę jeleni. Zresztą nawet gdybyśmy go znaleźli, to jak go odzyskać?

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Było dosyć zimno, kilka stopni poniżej zera, trochę przymarzaliśmy. Trzeba było jechać dalej i na wieczór być już w LV. Zdjęć też nie zrobiliśmy za wiele, bo cała przygoda wydarzyła się dosyć wcześnie, a po niej miny mieliśmy niewesołe. Sam dron kosztował ok $800, ale cały pakiet z kamerą i specjalnym montażem to kwota ok $1500. Poza tym – potrzebowaliśmy go na Las Vegas…

Ja naciskałam, by zgłosić „zgubę” do władz parku, gdyby a nuż jakiś łoś ją znalazł i przyniósł na porożu czy stał się jakikolwiek inny cud. Jesse dodatkowo wymyślił, by podzwonić po wspinaczach linowych i wyznaczyć nagrodę $500 za znalezienie drona.

Niezłe wyzwanie! O ile dron spadł gdzieś blisko naszej skały, to jeszcze ok, ale mógł sturlać się właściwie wszędzie, lub wpaść w gęste krzaki, lub roztrzaskać się na części. Mimo to kilku wspinaczy zgodziło się przyjąć zadanie! Pierwszy z nich wyruszył już na drugi dzień rano, we wtorek.

Nadzieje na znalezienie wzrosły jeszcze wtedy, gdy Kuba zorientował się w instrukcjach, że gdy bateria Phantoma się kończy zaczyna on pionowo lądować tam, gdzie to tylko możliwe. To by pasowało do tego, co mówił Jesse. Tylko szkoda, że miałoby się to stać akurat w Grand Canyonie… Co prawda nie mieliśmy pojęcia, by bateria była blisko ku końcowi. Phantom może latać ok 20minut (kiedyś rekordy to były 5 minut), ale prawdą jest, że było całkiem zimno, więc czas działania baterii mógł się drastycznie skrócić.

No więc takie polecenie dostał wspinaczkowiec, by zacząć od miejsca tuż pod naszą skarpą. My w tym czasie byliśmy już na targach w Las Vegas, realizując wcześniej zaplanowane zadania.

W końcu Jesse dostaje telefon – JEST!

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon

Znalazł się! Na dole, pod naszą skarpą, jakieś 300 metrów. Na szczęście nie na samym dole przy brzegu rzeki Kolorado ;) Wtedy pozostało już tylko czekać, aż przyjdzie paczka i zobaczyć, co jest na nagraniu.

Poniżej jeszcze cieplutkie video z wyjazdu! Od ok 2:00 min zaczyna się część o Grand Canyonie razem z upadkiem drona (od 2:27).

Potwierdziły się nasze przypuszczenia. Dron musiał uznać, że poziom baterii jest za niski i nie będzie wzlatywał dalej. Zaczął się opuszczać, i pewnie nieco się zdziwił, że gruntu długo nie ma. W końcu wylądował, ale niestety się przewrócił i śmigła jeszcze przez jakieś pół godziny szorowały kamienistą ziemię. Na to to siłę miał.. Na szczęście nie ucierpiały mocno i wskrzesiliśmy go w Las Vegas. Znowu sprawował się doskonale. Niesamowicie nam ulżyło! Oby to była ostatnia ostatnia taka jego przygoda…

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon, Las Vegas

Blog o Ameryce i USA, Kalifornia, Ameryka, Grand Canyon, Las Vegas

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.