Wczoraj dla rozruszania mięśni wybraliśmy się na spacer okolicznymi uliczkami. Kompletnie nieplanowanie zaczęłam robić zdjęcia sąsiedzkich domów i samochodów, by zamieścić je na blogu. Zdjęcia niestety robione są telefonem, ale są :)
Ciekawą typowo amerykańską sytuację mieliśmy tuż po wyjściu z naszego domu. Przed domem na przeciw zawsze stoi przykryta motorówka. Jej właściciel to ten sam, który ma wielki czarny samochód sięgający maską do brody, o którym pisałam tutaj. Tym razem mieliśmy okazję go poznać, bo rozpakowywał samochód. Mijaliśmy ich dość blisko, my oczywiście nie chcąc zwracać na siebie uwagi planowaliśmy przejść niezauważenie, ale tak się nie da!
Od razu usłyszeliśmy standardowe:
– „Hi! How are you?”
– na co ja „Hi! Good… – i teraz do wyboru: można na takim good poprzestać, i to jest wersja na „przy kasie w sklepie” oraz na „spoko, ale nie chce mi się dalej gadać”, albo można niewiele bardziej zobowiązująco pociągnąć dalej i odwzajemnić pytaniem „…how are you?”. Stajemy przed tym wyborem jakieś 10 razy dziennie. Oczywiście na ogół wszystkie te sytuacje są takie same, ale wtedy przekonałam się, że jednak bywają wyjątki. Jako że był to nowo spotkany sąsiad, to wybrałam tą milszą opcję ze wzajemnym zapytaniem „…how are you?” i zamiast równie standardowego „Great, thanks!” dostaliśmy niespodziewanie:
– „Great! But not as great as tomorrow when we will be on the lake!”
Noooo i się zaczęło. Przystanęliśmy natychmiast i rozpoczęła się krótka rozmowa, w której sąsiad (mieszkający pod tym adresem ponad 20 lat) zaczął opowiadać o swoich motorówkach (liczba mnoga!), pokazywał nam ich zdjęcia na swoim iPhone, Kuba zapytał o okoliczne jeziora z wypożyczalnią motorówek, itd. Dalej przeszliśmy na tematy imprez barowych, jakie urządzał w swoim domu i wybudowanym barze na górze. Stamtąd blisko do rozmów o karaoke, które my z kolei nieraz spontanicznie organizowaliśmy w naszym studio. Zapraszał nas byśmy zawsze odzywali się jeśli będziemy planowali wybrać się nad jezioro. Chciałam wymienić się numerami tel, ale całe zamieszanie z zapisywaniem trwało chyba za długo bo sąsiad zaraz rzucił hasło, byśmy po prostu pukali do drzwi kiedy chcemy!
No i początek spaceru wyśmienity :)
A to jego dom (na górze bar!) i jedna z łódeczek.
Wcześniej myślałam, że właściciel tego wielkiego samochodu o którym pisałam poprzednio musi być jakiś mało normalny. Teraz wiem, że to super przyjemny gość z brodą oraz niezłym poczuciem humoru.
Znaki STOP
A skoro o sąsiedztwie, to nie sposób nie poruszyć tematu wszechobecnych znaków STOP na skrzyżowaniach. Ta reguła poruszania się obowiązuje wszędzie, w całych Stanach Zjednoczonych. Zamiast rond, które u nas buduje się na potęgę, w Ameryce w miejsce świateł stawia się znaki stop przy każdej z ulic przed skrzyżowaniem. Z początku widok 4 znaków stop z każdej strony wydaje się to dziwaczny, ale za chwilę staje się tak powszechny, jak jajecznica na śniadanie.
Każdy samochód ma obowiązek stanąć przed znakiem i rusza ten, który podjechał najszybciej. To prawda, przytomności nigdy za wiele i przegapienie tego, kto podjechał pierwszy skutkuje – rzadko wypadkiem – raczej tym, że wychodzi się na głupka ;) Co jest oczywiście bardzo motywujące by jednak uważać. Ciężko przy stopach o wypadek, no chyba, że ktoś się w ogóle nie zatrzyma. Gdy 2 samochody podjadą jednocześnie, rusza ten, który jest z prawej strony. Jeśli byliście już w USA, to regułę znaków STOP na pewno znacie. Jeśli nie, a się wybierzecie, to na pewno poznacie.
Czy jest to lepsze rozwiązanie niż ronda? Nie wiem, ciężko powiedzieć, raczej zależy od konkretnego skrzyżowania. Znaki stop pełnią nieraz podobną funkcję jak progi zwalniające w Polsce. Więc od progów zdecydowanie wolę STOP-y. Za to tam, gdzie prawie w ogóle nie ma ruchu wolałabym rondo, żeby nie musieć wiecznie stawać bez sensu.
Śmietniki
Na temat całej kultury związanej z segregacją śmieci można by pisać wiele. To kolejna święta reguła w Ameryce. Za niesegregowanie śmieci są kary, ale Amerykanie i tak to mają we krwi. Niektóre miasta a nawet dzielnice mają własne reguły, tak jak np. w Redwood City od zwykłych śmieci obowiązkowo powinno się oddzielać resztki organiczne, tj. kawałki i obierki owoców i warzyw, a dalej powinny być dorzucane do kompostu (zielony kosz). Reszta to recykling (plastiki, drukowany papier i szkło razem) i pozostałe śmieci.
Każde gospodarstwo domowe ma przydzielone takie kosze, które raz w tygodniu konkretnego dnia (różne dzielnice mają inaczej) wystawia się na ulicę w odpowiedniej kolejności do opróżnienia. Śmieciarka jeździ po osiedlach i kierowca bez wychodzenia z niej obsługuje podnoszenie koszy i wywracanie ich do góry nogami. Jest to całkiem sprawna metoda choć jej niewątpliwym minusem jest wygląd ulic w dniu wywożenia. Ale na to nie ma rady.
Okolica
W pobliżu znajduje się dużo baaardzo klasycznie wyglądających miejscówek, restauracyjek, sklepików, fryzjerów. To nie żaden wyjątek, Ameryka pełna jest jeszcze starych szyldów, dekoracji, wykończeń wnętrz. Na kolana powalił nas szyld z Wide Screen TV w Pizzerii. Reszta też niczego sobie. Wszystko parę kroków od nas. Te szyldy poprawiają mi humor, takie kiczowate, a jednocześnie rewelacyjne! Taka nowoczesna ta Ameryka, a tak stoi w miejscu…
Domy
Na amerykańskie domy mogłabym patrzeć i patrzeć! Pewnie to przez sentyment do filmów, których tło wydarzeń zawsze wydawało się jakby było z innej planety. Teraz nadal się takie wydaje, tylko nie w TV, a za rogiem…
Kupno takiego średniego domu z tych, co widać na zdjęciach, kosztuje teraz od ok miliona dolarów. Takie są ceny po zachodniej stronie Doliny SF, a szczególnie w okolicy Redwood City, Palo Alto, Mountain View, San Carlos. Oczywiście największą wartość ma ziemia i miejsce, domy są nieraz nawet do całkowitej przebudowy. A ceny zostały napompowane w ostatnich latach w związku z wielkim wzrostem globalnych firm mających siedziby w okolicy.
Garaże to nieraz tylko atrapy. Są tak wąskie, że nie ma możliwości parkowania w nich osobowymi samochodami. Zwykle są używane do tego, co polskie piwnice. Samochody w garażach parkują tylko Ci najbardziej dokładni i uporządkowani.
To już hit totalny.
Witam. Zauważyłam, że na niektórych zdjęciach na domach wisi flaga Stanów Zjednoczonych. Dużo domów tak ma zrobione? I pytanie może trochę z innej beczki, ale wpadło mi do głowy jak pisałaś o znakach i zasadach ruchu drogowego. Jak się zdaje prawo jazdy w USA? Chodzi się na kurs czy to jakoś inaczej jest?
Tak, wiele domów ma zawieszone flagi. Mi się to bardzo podoba. A co do prawa jazdy, to w każdym stanie zasady mogą być trochę inne, ale jak ma się prawo jazdy z innego kraju to jest jakiś uproszczony kurs teoretyczny, a praktycznego nie ma. Egzamin z jazdy odbywa się prowadząc własny samochód i trwa on 10 minut – jazda między osiedlami. Podobno to pestka. Zdawanie prawka jest jeszcze przed nami. Jako nie-rezydenci i nie-obywatele nie mamy obowiązku zrobienia nowego prawka, ale jest wtedy dużo wygodniej.
heh ja tez mam wlasnie wyobrazenie o takich uliczkach – jak z filmow. I fajnie wiedziec, ze na prawde jest takie wrazenie:)
W czasie chyba drugiej wizyty w USA miałam obsesję fotografowania domków :-) Właśnie, że takie amerykańskie filmowe :-)) Ale w ogóle Stany mnie nie zawiodły pod kątem porównania filmu z rzeczywistością. Jarałam się i nadal jaram noclegami w typowych przydrożnych motelach :-)
Ale strasznie drogie te domki w tamtych rejonach, tym bardziej że na FLorydzie można w dobrych cenach coś znaleźć. No ale nie dziwie się w takim razie że Amerykanie tak kredyty biorą.
Super fotki. Takie amerykańskie :-)) Jak z filmów :-))