Szalony jest u nas okres, bo ciągle zaczynamy coś nowego lub coś zmieniamy. Policzyłam, że w ciągu ostatnich 3 lat zmienialiśmy miejsce zamieszkania 6 razy. Czy to nie wariactwo?? Co prawda za każdym razem z nowym celem i krokiem na przód, ale jednak. Za 2 tygodnie znowu przeprowadzka. Ciekawe na jak długo :P Na szczęście ostatni weekend był trochę
leniwy. Pogoda szczególnie dopisywała. Był to chyba najcieplejszy weekend w Dolinie Krzemowej od paru dobrych miesięcy. Tak jak właściwie cały okres zimowy daje się odczuć jako polska pogodna wiosna, tak dzisiaj i wczoraj było istne lato. No może nie wszędzie, bo jednak nie na darmo stwierdzono, że w Dolinie San Francisco jest ok 50 mikroklimatów, ale generalnie w całej Kalifornii temperatury poszły o kilka stopni w górę. Najlepiej było w sobotę. Dzisiaj, tj. w niedzielę przypiekło mocno w San Carlos, ale jak wróciłam do domu do San Bruno to chmura tak jak przyszła rano, tak nadal siedziała. Chyba czekała na mój powrót. Lubię ją, ale bez przesady, mogłaby tak się pojawiać na chwilę i znikać żeby jednak już dać nam poczuć to „lato”. Pewnie słyszała już, że się wyprowadzamy i dlatego dawała czadu przez pół dnia. Ale my byliśmy sprytniejsi i czmychnęliśmy do San Francisco. Najpierw skuszeni letnim klimatem pojechaliśmy nad ocean, ale niestety zachmurzenie rozciągało się wzdłuż całej części pobliskiego wybrzeża. No więc skierowaliśmy się bardziej w głąb lądu. Niesamowite jest doświadczenie krążenia po mieście w poszukiwaniu pogody :D Ale tutaj to dla wszystkich normalka! W końcu i wczoraj i dzisiaj kręciliśmy się w okolicy kilku miejsc w SF: Alamo Square – tj. tam, gdzie stoją słynne Painted Laidies, o których wspominałam już tutaj; North Beach – słynnej dzielnicy, w której tętni życie restauracyjno-barowe i w okolicy Pier39 – najbardziej popularnego molo w San Francisco. Przy Painted Ladies jest park. A skoro park i słońce, to przecież piknik! Ciekawostka – brama wejściowa jednego z domów. Uwielbiam te wszechobecne kolory! Ostatnio odkryłam moje nowe hobby. Będę dokumentowała krzywe domy w San Francisco ;) Ten bije rekord! I na drugi boczek. North Beach i okolice Wymowna nazwa… Śniadania cały dzień. Niezły zwyczaj. Tu mają ewidentnie deficyt suszarek do ubrań. A to dobre. Nie byłam w środku więc nie wiem nic więcej. Jakoś nie kusiło nas, by sprawdzać :P W sobotę tłumy Amerykanów wylały się na ulice North Beach by świętować irlandzkie Święto Patryka. Przerewelacyjny klimat! Centrum SF Pier 39 Na Pier 39 i w jego okolicy jest mnóstwo turystycznych sklepików. Uwielbiamy zaglądać do jednego z nich – o bardzo nietypowej nazwie – Image Arts, by popatrzeć na plakaty z motywami San Francisco lub innymi nadrukami, szczególnie vintage. Wkrótce zakupimy parę oraz mam nadzieję, że w końcu zmotywujemy się do drukowania naszych własnych zdjęć. Dodam jeszcze, że ostatnio dostałam od Was bardzo dużo ciepłych opinii i wiadomości i baaaaardzo nas to cieszy! Dziękujemy za każdy kontakt i informację zwrotną. Jest to bardzo motywujące i pobudzające do dalszego pisania :) A zazwyczaj piszę i edytuję w nocy, więc pobudki są potrzebne! Piszcie jak najwięcej! No więc właśnie. 2:05 w nocy. Dzień dobry i dobranoc!
Mam pytanie. Na jakich ulicach można znaleźć najwięcej „krzywych domków”??
Jest wiele takich ulic, ale tak na szybko to z pewnością w dzielnicy North Beach i Nob Hill.
Pięknie, może jak kiedys się wybiorę z rodzinka w wasze strony to napewno skorzystam ze sciagawki jaion ;) żeby udać się w te piękne miejsca. Pozdrawiam.
Cudowne zdjęcia:) marzy mi się taka weekendowa wyprawa:)
No właśnie, jak to jest – wy dostajecie upomnienie o zostawiony na balkonie rower, a tu wisi pranie i nikt się nie czepia, tu prawo (bo że to przepis na papierze jest, to kiedyś w „Wysokich Obcasach” czytałam) nie obowiązuje? Chyba że to nie ten stan, nie ten obszar albo inne jakieś „coś”?